Nagroda Historyczna „Polityki” dla wspomnień Bohdana Korzeniewskiego.

Redakcja tygodnika „Polityka” przyznaje Nagrody Historyczne w kilku kategoriach.

W dziale PAMIĘTNIKI, RELACJE, WSPOMNIENIA pierwszą nagrodę otrzymała książka „Było, mineło… Wspomnienia” Bohdana Korzeniewskiego, historyka teatru, reżysera, wieloletniego dziekana warszawskiej reżyserii w PWST.

Bohdan Korzeniewski, Było, minęło… Wspomnienia (opr. Anna Kuligowska-Korzeniewska), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020

 

MARIAN TURSKI – KOMENTARZ:

Wśród pamiętników zajaśniało, wręcz zabłysło „Było, minęło…” Bohdana Korzeniewskiego. Cóż to za znakomite czytadło, jakaż wspaniała proza. I ponad wszystko zmysł obserwacyjny. Każdy opisany epizod życia jest ciekawy: i rodzinny rodowód, i lata szkolne w mieście powiatowym, i ludzie, i atmosfera Paryża późnych lat 30. (pobyt stypendialny), i odkrywcze (również dla mnie) sceny z Auschwitz (był jednym z nielicznych zwolnionych z obozu). Ale wręcz powalają na kolana dwa fragmenty życiorysu. Jeden to historia przedstawienia sztuki „Grzech” Żeromskiego w Teatrze Kameralnym w Warszawie, gdy Korzeniewski tam dyrektorował, a Biuro Polityczne z Bierutem zechciało obejrzeć ten spektakl. Jeżeli może być jakaś ilustracja do słynnej pracy Milovana Dżilasa „Nowa klasa”, to jest nią właśnie wspomnienie Korzeniewskiego. Ale jeszcze ciekawsza, wręcz wywołująca dreszcze, jest relacja z odzyskiwania księgozbioru warszawskich teatraliów, wywiezionych przez Niemców na Dolny Śląsk. Jeszcze trwa wojna, Wrocław i Berlin jeszcze nie są zdobyte, a Korzeniewski próbuje już odzyskać – bez przesady: z narażeniem życia – książki z terenów, gdzie panuje prawo wojny, a panem życia i śmierci jest miejscowy komendant lub szef wywiadu radzieckiego.

Kilku spośród jurorów miało ochotę napisać laudację tej książki, ale Marcinowi Zarembie najbardziej się to należało. W końcu to on, w swoim czasie, najlepiej opisał w „Wielkiej trwodze” kondycję społeczeństwa, stan umysłów i nastroje w okresie tużpowojennym.

 

MARCIN ZAREMBA – LAUDACJA

Achtundvierzig achtzig (4880). Bohdan Korzeniewski, człowiek teatru: wykładowca i reżyser, potrafił wyrecytować ten numer obozowy wyrwany z głębokiego snu. Jego wspomnienia nie są linearną historią od narodzin do ostatniego aktu. Poza pierwszym rozdziałem, opowiadającym o czasach dzieciństwa, studiach, pozostałe to raczej wyimki z życia, „gęste” epickie opowieści, literatura wspomnieniowa najwyższych lotów.

Do Auschwitz trafił w jednym z pierwszych transportów. Jego Gärtner-kommando (ogrodnicze) na polecenie komendanta Hössa przenosiło pagórek razem z całymi rabatami tam i z powrotem. Studium irracjonalnego terroru. Hitlerowskie zło było zdaniem Korzeniewskiego nie tyle banalne, co prostackie. Został wykupiony za niebagatelną wówczas sumę 100 tys. zł. Opis powrotu z tego piekła to świadectwo na miarę Borowskiego i innych klasyków prozy oświęcimskiej. Bez chwili oddechu czytelnik od razu jednak wraca do czeluści. Powstanie warszawskie Korzeniewski przeżył, będąc bibliotekarzem na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, przekształconym przez Niemców w Staatsbibliothek. Zagłada Rzymu przez barbarzyńców musiała wyglądać podobnie. Rozwłóczone zbiory, trupy leżące pod cienką warstwą ziemi, budynek Wydziału Historii zamieniony w arsenał. I tabuny strasznych ludzi czasu wojny. Wyzwolenie początkowo nie okazało się lepsze. Kolejny najazd barbarzyńców. Sale wykładowe i czytelnie zamienione w kloakę. Autor nie koncentruje uwagi czytelnika na swojej osobie, interesuje go zło, ludzie w sytuacjach granicznych, absurdy świata. Jedno z ostatnich wspomnień to genialne studium teatru władzy, jej fobii, bizantyńskich manier, które Korzeniewski obserwował z bliska, gdy wyreżyserowaną przez niego sztukę zapragnął zobaczyć Bolesław Bierut ze świtą. Zasłużona pierwsza nagroda.